Co autor miał na myśli, wybierając do rozważenia zapisane w tytule pytanie?
Oczywiście nie autor, tylko autorka poniższych wypocin, ale nic to… Wąsy mi jeszcze z powodu użycia formy męskiej nie wyrosły, więc jest dobrze.
Otóż, chciałam się zabrać za pisanie zupełnie czegoś innego, ale pojawiła się w mojej głowie inspiracja. Przyszła z zewnątrz, ucapiła mnie niczym srokę za ogon i trzyma. Cóż, wygląda na to, że muszę się jej poddać i rozkminić temat na swój sposób. Może wtedy to co mnie natchnęło, wypuści schwytany w garść ogonek i zezwoli ptaszysku, żeby wyleciało na zewnątrz.
Ale dość dygresji, czas przejść do tematu, którego dotyczyła inspiracja. Czyli porozkiminiać o tym, co mógł myśleć hipotetyczny autor w hipotetycznej sytuacji, pisząc swoje wiekopomne, hipotetyczne słowa…
To co? Kolejna gawęda…
Moja mama wspomina czasem z rozbawieniem o tym, jaki durny według niej temat wypracowania dostawała jej klasa w szkole podstawowej i w liceum. Przy omawianiu każdej kolejnej lektury pojawiał się cytat i pytanie: co autor miał na myśli, pisząc te słowa? Trzeba było sklecić kilka stron sensownej pracy pisemnej – oczywiście dostosowanej do poglądów nauczyciela – na temat tego jaką drogą podążała autorska myśl. Tak, że cała szkolna dziatwa, a w późniejszych latach młodzież raźno biegła szukać bryków, z których korzystał polonista, by odkryć jedyną słuszną metodę zinterpretowania zamysłów, jakie mogły wykluć się w głowie konkretnego pisarza. Bryków, gdyż „internetów” w tamtych czasach jeszcze nie były, wujka Google i cioci Wikipedii również.
Patrząc wstecz, na własne lata szkolne, nie przypominam sobie żebym musiała pisać wypracowania na taki temat. Czyli albo mam dziurawą pamięć, albo faktycznie tego już nie było. Pamiętam za to analizę cytatów, ale w odniesieniu do haseł przewodnich epoki czy aktualnych problemów kraju, regionu lub narodowości. I takie ujęcie tematu miało dużo większy sens, gdyż przedstawiało autora i jego twórczość na tle współczesnych mu wydarzeń czy nurtów pisarskich. Nie wymagało autorytarnego, jednogłośnego potwierdzania, że pisząc myślał konkretnie o tym, a w związku z tym nie miał prawa inaczej…
A tymczasem…
I tu pozwolę poszybować własnej fantazji w podniebne rejony: autor mógł się zastanawiać czy nie zrobić sobie przerwy obiadowej, bo w żołądku mu burczy. I jednocześnie pisać jakieś bardzo wzniosłe słowa… Wszak nie tylko tworzeniem taki człowiek żyje. A może pochylał się właśnie nad jakimiś sprawami rodzinnymi albo i nie myślał wcale, jeno szybko przekuwał w słowa i zdania – kolejne sceny widziane oczami wyobraźni… Nie mówiąc już o tym, że byli też autorzy, którzy tworzyli rzeczy niekoniecznie zgodne z własnymi poglądami. I taki mógł myśleć: a niech to szlag trafi! I psioczyć przy tym na swą giętką i słabą naturę. Słabą i giętką w całym swoim pięknym i smutnym człowieczeństwie.
Teksty pisane pod wpływem odczuć czy natchnienia, teksty opisujące owe odczucia czy emocje nie zawsze i nie w każdym miejscu treści idą w parze z chłodną logiką. A to dlatego, że w człowieku – również w pisarzu – w danej chwili mogą pojawić się sprzeczności, które czasem tylko pozornie się wykluczają. Bo czyż można być jednocześnie szczęśliwym i smutnym z jakiegoś powodu? Czy można odrzucać jakąś rzecz w pewnym stopniu, a przy tym czuć do niej w innym zakresie pozytywną fascynację? Już przy tych pytaniach namacalnie widać, jak niezbadane są ścieżki ludzkiego serca i ludzkiego umysłu.
To nie oznacza jednak, że autor niewiele lub wcale nie myśli podczas pisania.
Każdy przekaz, mniej lub bardziej literacki, wymaga pracy. Począwszy od kompozycji utworu, która rzadko kiedy jest całkiem przypadkowa, poprzez strukturę i świadome założenie brzmienia zdań (bo tekst musi się w miarę gładko i płynnie czytać), na logiczności wywodu kończąc.
Dobry poeta nie strzela słowami bez zastanowienia. Może tylko pierwszy moment, gdy przychodzi inspiracja – tak właśnie wygląda. Jednak później, efekt wystrzelania całego magazynku trzeba uporządkować. Można to porównać do pracy kucharza, który z tysiąca składników wybiera tylko te, które mają stworzyć konkretne danie. Nie sypie pieprzu bez umiaru, nie dodaje nieograniczonej ilości cukru.
Podobnie czyni poeta. Słowa i treści, jakie przyjdą w trakcie natchnienia – to jedno. Uporządkowanie ich w sensowny i składnie brzmiący ciąg – to drugie. Wszak trzeba się zastanowić nad ewentualnymi rymami lub ich brakiem czy choćby ustalić liczbę zgłosek w wierszu w celu zachowania rytmu. Bohaterowie muszą zyskać własną twarz i emocje, a historia powinna zacząć się rozwijać.
Jak widać, to o czym mógł myśleć autor w trakcie pisania konkretnych słów można zawęzić lub rozszerzyć w zależności od kontekstu, jednak nigdy nie będzie to czymś oczywistym. Podobnie jest z intencją, która przyświecała twórcy. Mogła być ona całkiem prosta, choć nie musiała.
Poza tym, autor zwykle ma swoje założenia, lecz to jak zinterpretują je czytelnicy rządzi się swoimi prawami i czasem zaskakuje.
Tekst danego twórcy może wywołać wielość i różnorodność refleksji.
Wynika to z tego, że każdego co innego porusza. Różne fragmenty, wątki czy treści utworu mogą skłonić człowieka do przemyśleń, zadumy czy nawet niezgody na takie właśnie przedstawienie tematu.
Zdarza się też tak, że autor myślał o jednym, a czytelnik wyciągnął z jego tekstu zupełnie coś innego. A to dlatego, że wszystko co dociera do świadomości, zwykle przepuszcza się przez własne filtry. I bierze się to, co się w danym momencie dobija się i prosi o uwagę, to co wzbudza zainteresowanie, ciekawość czy emocje lub inspiruje do intelektualnych przemyśleń.
I z innej beczki…
W celu zilustrowania moich rozważań – kilka słów o znanym twórcy piosenek i muzyki, a jednocześnie bohaterze jednego z moich tekstów, który można przeczytać tutaj: http://lisciemnawietrzepisane.pl/freddie-mercury-i-zespol-queen/.
Freddie Mercury, bo to o nim mowa, znany był z tego, że prawie nigdy nie odpowiadał na pytania o czym są jego utwory.
Tym sposobem dawał odbiorcom wolną rękę. A oni odczytywali jego teksty czasem przez pryzmat swoich własnych odczuć i emocji, a czasem doszukiwali się w nich echa stanu psychicznego czy intelektualnego autora bądź jakichś tajnych, zaszyfrowanych przekazów i myśli. Rodziło to swoistą grę między nadawcą i adresatem, powodowało tarcie i iskrzenie, pokazując twórcę jako chodzącą tajemnicę, którą ciężko rozgryźć.
I taką tajemnicę stanowi każdy człowiek…
Wszyscy jesteśmy w pewnym sensie autorami pokazującymi swoją wizję świata innym ludziom. W związku z tym każdy z nas tworzy własne wewnętrzne uniwersum myśli, postaw i uczuć. Owe uniwersa mają zarówno punkty wspólne jak i różnice. Niektórzy nigdy nie przeleją ich zawartości na przysłowiowy papier, ale to nie znaczy, że nie przekażą swoich myśli i odczuć podczas ogólnej rozmowy, debaty czy choćby monologu słuchanego w skupieniu przez jedną lub więcej osób. I w konsekwencji mogą zainspirować słuchaczy oraz odkryć przed nimi kawałek swojego własnego świata. Świata, do którego inni mogą zajrzeć i zobaczyć co zawiera, choć niekoniecznie zbudują w sobie – na tej podstawie – ten sam obraz co jego główny twórca.
Ewka, skojarzyło mi się w związku z tym tematem wydarzenie. Udzielając nauk przedmałzenskich podczas pierwszego wykładu straciłam wątek. Bardzo się zestresowalam.
I nie wiedząc jak podałam przykład z mego małżeństwa. Mąż wtedy złamał kręgosłup. Przypomniałam sobie słowa przysięgi i poplynelam. Ludzie słuchali z otwartymi ustami.
Słowa nie koniecznie na temat ale płynące z serca działają cuda. ??
Zgadza się Lidziu. Zresztą każda twórczość zaczyna się od inspiracji, która rodzi się w sercu. Dopiero potem zaczynamy ją przetwarzać, czyli ubierać w słowa, zdania, i kolejne konkretne formy. 🙂 I to wcale nie oznacza, że słowa będą nie na temat, w Twojej sytuacji były jak najbardziej na temat, mimo, że już pewnie nie wg schematu i metodyki nauk przedmałżeńskich.