Dziś gawęda o natchnieniu…
Zaczęło się od facebooka…
Ostatnio na facebookowym fanpage napisałam, że nie ma we mnie wiary w to, że wszystko co tworzę, piszę, rysuję a także wykonuję w codziennym życiu – jest wynikiem tak zwanego natchnienia, kreowanego przez jakąś Siłę Wyższą czy Boga. Choć oczywiście nie wykluczam, że może tak być. Wtedy Emilia Jasnowska, autorka bloga „Kierunek życie” oraz satyrycznej „Egopozytywnej” (linki do obu blogów w zakładce Przyjaciele, po prawej stronie) odpowiedziała w komentarzu pod wpisem w następujący sposób:
Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że natchnienie też potrzebuje zachęty. Nie przychodzi ono samo z siebie, ale jest wynikiem pragnienia i zwykłego, codziennego działania. Pracy i niekiedy tytłania się w błocie. Ty robisz pierwszy krok, a natchnienie wychodzi na przeciw.
Nie da się temu zaprzeczyć.
Dlatego – choćbym nie wiem jak z tym walczyła – natchnienie zawsze w jakiś sposób przejawi się w moim życiu. Szczególnie w trakcie pisania… Wszak skądś te pomysły na teksty się biorą. I raczej nie z Google! Choć kiedyś przeczytałam, że ponoć wymieniona przeze mnie w poprzednim zdaniu wyszukiwarka jest dla niektórych blogerów kopalnią kryjącą niezmierzone pokłady tematów.
Inna rzecz, że sam pomysł czy impuls – mniej lub bardziej natchniony – to dopiero początek, ziarno – które trzeba zasadzić. Jeśli chcemy żeby wyrosło, wypada nad nim solidnie popracować. Podlewać i pielęgnować. Zatem o tym, że samo natchnienie nie pomoże – wiadomo od dawna. Stąd też, jeśli chodzi o literaturę, pojawiło się pojęcie poetyki, rozumianej miedzy innymi jako zbiór zasad pisarskich, który może funkcjonować w ramach jakiejś szkoły poetyckiej, prądu literackiego, a także dotyczyć grupy osób czy jednostki, posiadającej swój odrębny sposób pisania, wypracowany w ciągu wieloletniej pracy. Jak widać, pewne rzeczy a dokładniej narzędzia trzeba opracować, a obsługi innych warto się nauczyć po to, by móc z nich skorzystać.
Ale wróćmy do tematu wyłuszczonego w tytule. Emilka, odpowiadając komentarzem na moje facebookowe wynurzenia, natchnęła mnie do tego, żeby napisać o natchnieniu. O wybranych sposobach rozumienia i wyjaśniania czym ono jest oraz w jaki sposób się przejawia. I w związku z tym, nie ma co zwlekać, zacznę od spraw najprostszych.
Po pierwsze, natchnienie według słownika
Otóż Słownik języka polskiego PWN podaje dwie definicje. Według pierwszej z nich natchnienie to
stan duchowego ożywienia twórczego, dążenie do czegoś wielkiego, wzniosłego
według drugiej:
rzecz, osoba, zjawisko itp. będące podnietą do jakiegoś działania.
Najprościej ujmując: po pierwsze, ożywić człowieka i pobudzić go do działania może to, co jest wewnątrz, a dokładniej jego idee, dążenia i pragnienia. Po drugie, przyczynić się do tego stanu może również coś, czego źródło znajduje się na zewnątrz: inny człowiek, przedmiot, zachęta słowna, piękne zjawisko natury. Powiedziałabym, że w pierwszym przypadku chodzi o motywacje wewnętrzną, w drugim o zewnętrzną.
Po drugie, natchnienie w literaturze
Natchnienie często kojarzy się z tworzeniem dzieł sztuki, a przede wszystkim różnego rodzaju tekstów literackich. W wyobraźni można wtedy zobaczyć ogarniętego szałem twórczym poetę, który wyrzuca z siebie słowo za słowem, podskakuje przy tym, tańczy, niemal unosi się w powietrzu i sam nie wie, co tak naprawdę czyni. Ale do rzeczy… Zagłębiając się w temat raczej nie da się tu pominąć pojęcia takiego jak
natchnienie biblijne,
w wyniku którego powstała jedna z najstarszych ksiąg świata. Według chrześcijańskiej interpretacji, to co zostało w niej zapisane pochodzi nie tylko od człowieka, ale i od Boga. I tylko od założeń konkretnego wyznania i kościoła zależy, na ile uznaje ono Biblię za natchnioną, a na ile za napisaną z udziałem człowieka.
Podobnie przedstawia się
platońska wizja poety i tworzenia, przedstawiona w „Fajdrosie”.
Prawdziwy poeta jest tu przede wszystkim przekaźnikiem wiedzy czy utworów literackich, które tak naprawdę pochodzą od bogów. Ziemski twórca o niczym nie decyduje i z tego względu nie musi się znać na rzeczach, których dokonuje pod wpływem natchnienia. Bo o kształcie i formie wszystkiego, co się za jego pośrednictwem rodzi, decydują bogowie.
Zatem wyobraźcie sobie, że taki poeta wcale nie musi wiedzieć czym jest dytyramb* czy poemat jambiczny*, a jednocześnie – stając się naczyniem i przekaźnikiem boskim – taki właśnie utwór tworzy. W rozumieniu Platona, twórczość nie opiera się na umiejętnościach twórcy. I z tego względu poetą się nie jest, poetą się bywa. Nie ma się też wpływu na to czy natchnienie zostanie dane, czy też nie. Przez to może zdarzyć się tak, że poetą będzie się tylko raz w życiu, z powodu napisania jednego wiersza.
Z platońskiej wizji wypływa, spotykane czasem i w naszych czasach przekonanie, że natchnienie jest jak grom z nieba.
I powiem szczerze, że w pierwszym odruchu, gdy myślę o natchnieniu to widzę je właśnie w taki sposób. Jako coś, nad czym twórca nie panuje, choćby chciał… Ba! On nie ma nawet najmniejszych szans w starciu z boskimi siłami i boską mocą. W związku z tym, Bóg bierze go w posiadanie po to, by przymusić do tworzenia. Zaś wiedza, którą w ten sposób przekazuje jest niedostępna zwykłym śmiertelnikom.
W tym rozumieniu, natchnienie faktycznie jest towarem deficytowym. Nie łudźmy się bowiem, że Platon uznałby za natchnionego kogoś, kto tak jak ja dzisiaj – cierpliwie dłubie w swoim tekście, korzystając z konceptu, który przyszedł mu do głowy oraz z posiadanej wiedzy i doświadczenia. Dla niego, taka osoba byłaby jedynie sprawnym rzemieślnikiem.
Drugim biegunem, jeśli chodzi o pojmowanie natchnienia i nadawanie mu konkretnych znaczeń jest twierdzenie, że nie ma ono zbyt wielkiego wpływu na działania twórcze człowieka.
W przypadku literatury, pierwsze jego echa pojawiły się u schyłku epoki romantyzmu. Coraz częściej pozytywny efekt pracy twórczej przypisywano przede wszystkim znajomości rzemiosła i technik pisarskich oraz systematyczności i pracowitości. Z tego względu nadszedł w końcu moment, kiedy całkowicie strącono natchnienie z piedestału i odebrano mu jakiekolwiek znaczenie.
Po trzecie, psychologia i natchnienie
W ujęciu psychologicznym natchnienie dotyczy nie tylko tworzenia dzieł literackich, plastycznych czy muzycznych, lecz jest też powiązane z innymi działaniami człowieka. Z tymi, które podejmuje w trakcie rozwiązywania codziennych problemów. I tutaj wszelkie olśnienia, jak również niespodziewane pomysły, dotyczące nie tylko tego jak coś zrobić, ale i rozumienia różnych zjawisk – nazywane są wglądem.
W jaki sposób pojawia się wgląd?
1. Starsze teorie zakładają, że gdy człowiek ma do rozwiązania jakiś problem czy pracuje nad czymś konkretnym, myślenie zachodzi również na poziomie nieświadomym, na przykład w snach. I po jakimś czasie – takiego wewnętrznego, nieświadomego działania – idea czy twórczy pomysł całkiem niespodziewanie przebija się do umysłu, zaskakując nieraz swoją świeżością czy wnikliwym ogarnięciem tematu.
2. Punktem wspólnym współczesnych koncepcji jest założenie, że pomysł twórczy pojawia się jako skutek długiej i świadomej pracy nad rozwiązaniem problemu. Jest wynikiem zastosowania metody prób i błędów, prowadzącej do tego, że w którymś momencie jedno z wymyślonych przez człowieka rozwiązań nagle okazuje się tym właściwym i najbardziej sensownym.
I tu ważną rolę odgrywa odpoczynek, przerwa w pracy nad danym tematem, która powoduje, że wypoczęty umysł jest w stanie spojrzeć na problem z nowego, zupełnie innego punktu widzenia. A w rezultacie pojawia się możliwość skorygowania błędnych kierunków poszukiwań.
Jakie jest moje podejście?
Otóż, najbardziej odpowiada mi rozróżnienie dwóch rodzajów natchnienia. Pierwsze z nich zdarza się rzadziej i jest to coś na kształt platońskiej „mowy bogów”, kiedy to człowiek ma wrażenie, że konkretna wiedza, utwór czy efekt działania za wszelką cenę pragnie wydostać się na świat za jego pośrednictwem. Nie kontroluje wtedy procesu tworzenia, wszystko dzieje jakby nieco poza nim. Dopiero po zakończeniu najważniejszych prac jest w stanie podejść nieco bardziej świadomie do tego co stworzył, po to żeby dokonać ewentualnych poprawek czy drobnych zmian.
Drugi rodzaj natchnienia wiąże się z codzienną, systematyczną pracą nad konkretnymi zagadnieniami. Z tym, że w moim odczuciu owo działanie na polu świadomym powoduje, że rozkminianie tematu odbywa się również w nieświadomości. A to w konsekwencji – owocuje wglądami.
I to by było… na tyle. A na zakończenie wniosek jest jeden: bez pracy nie ma kołaczy! Jeśli chce się coś w jakimś zakresie zdziałać czy stworzyć, trzeba się za to wziąć i uczynić to własnymi rączkami, gdyż jak mawiał Pablo Picasso:
Gdy przychodzi natchnienie, zastaje mnie przy pracy.
Bardzo ciekawe podejście. Moje natchnienie pojawia się najczęściej przy moim facecie. To on, jego słowa, działania są i zawsze były dla mnie pobudka do działania, podnieta do tworzenia. 🙂
Takie wzajemne motywowanie się i napędzanie do działania, tworzenia jest piękną rzeczą. To odkrywanie inspiracji z sprawą drugiej osoby. U mnie też to się pojawia, choć źródłem natchnienia nie zawsze jest partner, często po prostu inny człowiek z mojego otoczenia. 🙂