Trojańskie opowieści. Rozdział 3 – Ucz się, drogie dziecię moje… (Peleus)

Trojańskie opowieści. Rozdział 3 – Ucz się, drogie dziecię moje… (Peleus)

Linki do poprzednich rozdziałów:

Trojańskie opowieści. Prolog – To ja miałem umrzeć młodo!
Trojańskie opowieści. Rozdział 1 – A na Olimpie trwa zabawa (Tetyda)
Trojańskie opowieści. Rozdział 2 – Troja jest tylko jedna (Priam)

***

Peleus ocknął się gdzieś na granicy jawy i snu.

W jego nozdrza wkręcał się niezbyt przyjemny, drażniący zapach. Ostry i gryzący. Cóż to jest? – pomyślał. Szybko przeanalizował znane sobie wonie i zadowolony z własnej przenikliwości stwierdził: To siarka.

Siarka? – powtórzył jeszcze raz w myślach, po czym gwałtownie się wybudził. Poczuł przyspieszony rytm własnego serca. Usiadł, oparł się na dłoniach tylko po to, by stwierdzić, że coś jest nie tak. W skupieniu pomacał siennik. Podłoże było miękkie, grudkowate, w niektórych miejscach sypkie, a w innych jakby zwilżone wodą.

Zdumiony, gwałtownie otworzył oczy. Potrzebował chwili, by przyzwyczaić się do panującego wokół półmroku. Zarysy miejsca, w którym się znalazł, stawały się coraz bardziej wyraźne, co pozwoliło mu stwierdzić, że nie jest to pałac ani sypialnia. Zapach siarki zaczął ustępować. Zamiast niego pojawiła się woń ziemi skropionej rosą, zwiastująca chłodny, pochmurny poranek.

Peleus miał wrażenie, że w jego żyłach zamiast krwi krąży lodowata woda. Pierwszym obrazem, który dotarł do jego świadomości, było morze białych kwiatów. Nad tą ogromną łąką unosiły się cienie, przypominające ludzkie istoty. W oddali majaczył się zamek, otoczony potężnym murem. Gdzieś z boku, swe czarne wody toczyła ogromna rzeka. A stary przewoźnik wysadzał z łódki rzędy cieni na pokrytym błotem brzegu.

Ten widok zbił Peleusa z tropu.

Wszystkie znaki wskazywały na to, że był martwy i jako duch przybył do Hadesu. Tylko, czy to możliwe?

Pamiętał, że późną nocą położył się spać; był wtedy jak najbardziej żywy. Nie zanotował żadnych oznak choroby, ani umierania. Cóż więc mogło się stać? Jedyne wyjaśnienie, jakie przyszło mu do głowy, to takie – że ktoś zabił go we śnie. A to brzmiało, jak bardzo ponury żart.

Przyjrzał się sobie z uwagą, ale nie potrafił określić czy wygląda tak samo jak cienie zmarłych, czy nieco inaczej. Potem zauważył, że choć nadal pamięta kim był i co robił za życia, to nie kojarzy momentu śmierci i przeprawy przez Styks.

Czyżby niechcący łyknął odrobinę wody z rzeki Lety?*

Włos zjeżył mu się na karku. A serce biło coraz mocniej. O! Właśnie… Biło, a przecież nie powinno.

Kątem oka zarejestrował, że dusze wysadzone z łódki, kierowały się w stronę zamkowych murów. Prowadził je młodzieniec o szybkich i pełnych wdzięku ruchach. W ręku trzymał laseczkę z leszczyny, a na kapeluszu i na nogach miał przymocowane skrzydełka.**

Pochód dusz zatrzymał się na skrzyżowaniu dróg, gdzie na podwyższeniu stali trzej mężczyźni w długich, białych dostojnych szatach.*** Każdy z nich rozmawiał z kolejnym cieniami i odsyłał je na jedno z rozwidleń.

Peleus uznał, że pewnie byli to sędziowie. Oceniali uczynki zmarłych, po czym kierowali ich według zasług do Elizjum, Tartaru lub z powrotem na asfodelowe łąki, czyli do Erebu. Tylko dlaczego on sam, zamiast czekać w kolejce do sądu, bezwstydnie rozwalał się na białych żałobnych kwiatach? I obserwował to wszystko z daleka…

Wtedy, jakby w odpowiedzi na to nieme pytanie, jeden z sędziów oderwał się od podwyższenia i zaczął sunąć w jego kierunku. Peleus nie ruszył się z miejsca. W milczeniu obserwował przemieszczającą się postać. A gdy znalazła się tak blisko, że mógł rozpoznać jej rysy twarzy, otworzył szeroko oczy i zerwał się na równe nogi. To było nie do pomyślenia! Przed nim stał pierwszy wśród sprawiedliwych – Ajakos, król Eginy.

– Ojcze… – wydukał Peleus. – Co tu robisz?

Wydawało mu się, że cień utkwiwszy w nim swe martwe spojrzenie, przeszywa jego duszę na wylot. Poczuł paraliżujący strach. I wyrzuty sumienia, o których wiele razy próbował zapomnieć.

– Nie chciałem… zabić Fokosa… – rzekł przez ściśnięte gardło. – To był wypadek.

Duch położył palec na ustach, dając znak, aby zamilkł. A potem wskazał ręką w stronę Styksu. Peleus podążył wzrokiem za jego dłonią, po czym zamarł. Na brzegu w oparach mgły stała Tetyda, trzymając na rękach ich małego synka, Achillesa. Kucnęła, odwinęła dziecię z kocyka, chwyciła je za stopę i zanurzyła we wzburzonych wodach rzeki.

Król Ftyi krzyknął, rzucając się synowi na ratunek. Wtem świat zawirował i ogarnęła go niemoc, a wraz z nią przyszła ciemność, jaką widzą ci, którzy nagle stracili wzrok.

Peleus chciał zamrugać powiekami, lecz one pozostały nieruchome.

Na pół świadomie poczuł, że zrywa się z posłania, a potem odrzuca z siebie koc, ciepły i miękki w dotyku.

Otworzył oczy i znalazł się we własnej sypialni. Za oknem była noc, a na niebie migotały jasne gwiazdy.

Tknięty nagłym przeczuciem, wstał z łóżka i popędził do pokoju syna. Dziecka w kołysce nie było. Piastunka siedziała na ławie oparta plecami o ścianę i chrapała głośno. Peleus szarpnął ją za ramię.

– Gdzie jest Achilles? – krzyknął.

Kobieta ocknęła się i spojrzała na niego z przestrachem w oczach. Zerknęła do kołyski, a widząc, że jest pusta, załamała ręce.

– Przed chwilą tu był… przysięgam… – Przeszukiwała poduszki i kołdrę, jakby spodziewała się jakimś cudem znaleźć dziecko.

Peleus pobiegł w stronę komnat Tetydy. Oddychał z trudem, ogarniały go jednocześnie i strach, i wściekłość. Nie wiedział czy sen, który mu się przyśnił pokazywał prawdę czy był tylko chorym majakiem. Jednak synka nie znalazł w kołysce, a to świadczyło o tym, że dzieje się coś złego. W połowie drogi zobaczył Tetydę, idącą od strony drzwi wejściowych z Achillesem na rękach. Bez ostrzeżenia wyszarpnął jej chłopca z rąk.

– Gdzie byłaś? – wrzasnął.

– Oddaj mi dziecko! – syknęła.

Odsunął się od niej, gdy próbowała znów przejąć synka. Nerwowo dotykał niemowlęcia, sprawdzając czy żyje. Jasna czuprynka była mokra, ciałko chłodne, a koc wilgotny.

– Czemu on jest taki przemoczony? – warknął.

– Byliśmy nad morzem, a tam jest wilgoć. – Wzruszyła ramionami, jakby nic się nie stało.

– Nad morzem? A nie… nad Styksem?

Tetyda zamarła, wpatrując się w niego ze zdumieniem. Otworzyła usta, ale nie wyrzekła ani jednego słowa.

– Nic nie mówisz! Więc to prawda! – rzucił oskarżycielskim tonem.

– Dobrze. Wszystko ci powiem, ale proszę… nie myśl o mnie źle.

Peleus przycisnął dzieciątko do siebie, próbując ogrzać je własnym ciałem. Maluch, mimo że lekko zziębnięty, nie wyglądał źle. Spał cichutko, a otulony ramionami ojca, szybko nabierał rumieńców. Poszli do dziecięcego pokoju, gdzie spanikowana opiekunka miotała się z kąta w kąt. Tetyda kazała jej się uspokoić i wyjść na zewnątrz. A potem usiadła w fotelu i cicho westchnęła.

– To nie jego wina, że odziedziczył po tobie śmiertelność… – rzekła cicho.

– Oczywiście, że nie jego! Tylko czyja? Uważasz, że moja? Jak możesz coś takiego rozpatrywać w kategorii winy?

– Nie rozpatruję, tylko stwierdzam fakt. Nie chcę patrzeć na to, jak mój syn się starzeje i umiera. Nie chcę, żeby cierpiał i był taki, jak ludzie.

– I dlatego maczasz go Styksie, jak kucharz kaczkę w winie? – Włożył maleństwo do kołyski. Już miał je przykryć kołdrą, gdy przypomniał sobie, że kocyk jest wilgotny. – Nie zgadzam się na takie rytuały. Zabraniam ci zabierać go do Hadesu! – Wyjął synka z kocyka. Wytarł go niezdarnie znalezionym na ławie ręcznikiem, po czym zawinął w miękką tkaninę, wyjętą z jednej ze skrzyń. – On jest i będzie śmiertelnikiem. Musisz się z tym pogodzić.

– Posłuchaj mnie, Peleusie. – Tetyda nie chciała dać za wygraną – Nie powinieneś odbierać naszemu synowi szansy na życie wieczne. To, co robię, nie zaszkodzi mu, a może pomóc!

– Hades to nie jest miejsce dla żywych ludzi! – Peleus walnął pięścią w stół. Po chwili zreflektował się i zajrzał do kołyski. Na szczęście niemowlę nadal spało. – Gdyby tak było, każdy mógłby tam wejść – rzekł ciszej. – Ciąganie dzieciaka w pobliże Tartaru, to igranie z bogami i całym porządkiem świata. Wierz mi, najlepiej będzie, gdy sobie to odpuścisz.

– Kto ci powiedział, dokąd poszłam?

– Nie wiem czy to był sen, czy wizja… ale wszystko zdawało mi się takie realne. Myślałem nawet, że umarłem… i dlatego tam się znalazłem. Potem pojawił się mój ojciec. Pokazał mi ciebie z Achillesem nad rzeką. Myślę, że nie bez powodu zostałem tam wezwany. Być może Ajakos chciał uchronić… swego wnuka… przed jakimś nieszczęściem?

– Uchronić go? Czy raczej zemścić się na tobie?

– Co masz na myśli?

– Przez ciebie stracił swojego syna. Może chce, by twój odszedł tak samo szybko?

Peleus poczuł, jak krople zimnego potu spływają mu po karku. A co, jeśli Tetyda ma rację? I Achilles umrze przedwcześnie tylko dlatego, że on pozbawił go szansy na… No właśnie, szansy na co? Otrząsnął się z tych ponurych myśli i rzekł cichym, lecz zdecydowanym głosem.

– Ajakos zawsze był dobrym i prawym człowiekiem. Na pewno ma do mnie żal, ale nigdy nie skrzywdziłby Achillesa. Jeśli już… zawsze może zemścić się na mnie, zresztą będzie miał ku temu okazję. W końcu stanę przed nim po śmierci, a on zdecyduje, dokąd mam dalej iść.

– Mówisz to takim spokojnym głosem.

– Bo jestem gotów… pójść choćby i do Tartaru, jeśli będzie trzeba.

***

Małżeństwo Peleusa z Tetydą nie układało się najlepiej. Król Ftyi wiedział, że to co czuje do żony, nigdy nie zostanie w pełni odwzajemnione. Choćby z tego powodu, że związek, który tworzyli, był spełnieniem jego marzeń, a nie jej.

Mimo to, zdarzały się chwile, kiedy obdarzała go czułością i zainteresowaniem.

Przychodziła do niego nocami, poddawała się uściskom i pieszczotom, dając więcej niż ośmielał się oczekiwać. Za dnia rozmawiali o życiu, o Ftyi, o synu Achillesie, muzyce czy poezji. A w nim rodziła się w nim nadzieja, że tym razem stan przyjemnej, pozbawionej trosk codzienności potrwa dłużej.

Niestety, z czasem czar pryskał niczym bańka mydlana. Kiedy byli ze sobą tak blisko, że bliżej już nie można, Tetyda wycofywała się. Ekscytację i entuzjazm zastępowała nagłym ochłodzeniem uczuć. Myślami odpływała gdzieś daleko, stawała się kimś obcym i niedostępnym.

Nigdy na nią nie naciskał. Domyślał się, jakie były powody takiego stanu rzeczy. Najpewniej nie mogła znieść świadomości, że jej mąż – podobnie jak syn – jest śmiertelny.

Któregoś dnia przerwała, trwające już od jakiegoś, czasu milczenie.

– Jest coś, co nie daje mi spokoju – Obdarzyła go pełnym bólu spojrzeniem. – Powiedziałeś niedawno… że jesteś gotów pójść do Tartaru. Nie chciałabym na to patrzeć… i nie ma dla mnie znaczenia czy byłoby to sprawiedliwe, czy nie…

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Milcząc, odgarnął jej czarne włosy z policzków i założył za uszy. Chropowatymi palcami dotknął miękkich, lekko zaróżowionych policzków.

– Popełniłem wiele błędów – wyrzucił z siebie po dłuższej chwili. – Wiem, że masz mi za złe Fokosa. I to, że wziąłem cię za żonę bez twej zgody…

Tetyda ze smutkiem pokiwała głową.

– O moim małżeństwie zdecydowano na Olimpie, nie na ziemi. Jeśli nie ty, byłby to ktoś inny… Gdy umrzesz, wybiorą mi nowego męża. A potem pewnie kolejnego. I tak to się będzie toczyć… Co do Fokosa… nigdy ci tego nie zapomnę… mimo że to był wypadek. Ale nie oczekuję, że będziesz idealny. Zbyt długo żyję na świecie, by wierzyć w bajki. W głębi duszy jesteś dobrym człowiekiem, choć czasem zbyt szybkim w decyzjach.

W izbie zaległa cisza. Peleus nie śmiał jej przerywać. Obserwował, jak oddech Tetydy miesza się z jego własnym. Czasem go wyprzedza, czasem się z nim łączy. Pomyślał sobie wówczas, że to taki dziwny, mistyczny taniec dwóch istnień i dwóch tchnień. Człowieczego i boskiego.

I wtedy zdał sobie sprawę z tego, że ich związek powoli zbliża się ku końcowi

Nie było między nimi nic, co mogłoby to powstrzymać.

Niedługo po tym, gdy zabronił obmywania Achillesa w Styksie, Tetyda po raz pierwszy opuściła Ftyję. Udała się do swego podmorskiego pałacu. Wcześniej spakowała ulubione stroje oraz kilka pachnideł i eliksirów niewiadomego przeznaczenia. Wszystko zmieściło się w jednym, niewielkim kufrze. Wyściskała synka i jednocześnie poinformowała piastunkę, jak ma się nim zajmować. Peleusa pocałowała w policzek.

– Jeszcze tu wrócę – rzuciła na pożegnanie.

Słowa dotrzymała, a życie w pałacu zaczęło się kręcić wokół jej powrotów i kolejnych wyprowadzek. Peleus zrezygnował z wszelkich oczekiwań wobec własnej żony. Zajął się umacnianiem swego małego państwa. Jedyne na czym mu zależało, to całkowita niezależność od innych władców. Tymczasem małym Achillesem zajmowały się piastunki. I tak upłynęły trzy lata…

***

– Co ciekawego słychać na świecie Fojniksie? – Peleus zasiadł za stołem, łypiąc swym zielonym okiem na służbę, podającą wieczerzę. Gość, który zasiadł dziś u jego boku był synem króla Amyntora z Eleonu. Kilka lat temu został oskarżony o współżycie z kochanką własnego ojca. Do tego czynu namówiła go matka, która wymyśliła sobie, że w ten sposób zemści się na niewiernym mężu. Amyntor wściekł się i w gniewie rzucił na syna klątwę bezpłodności****. Fojniks uciekł wtedy do Ftyi i został tu na stałe. Z czasem Peleus uczynił go królem krainy Dolopów, która leżała na obrzeżu jego małego państwa.

– Nieciekawie się robi na szlakach handlowych – odpowiedział przybyły. – Priam znów ograniczył liczbę greckich statków, które mogą wpłynąć do Hellespontu. Powoli, choć konsekwentnie odcina nam drogę do portów Euxinusa*****. Agamemnon, król Myken, najbardziej się z tego powodu burzy. Jeszcze kamienie i metale może by przebolał, ale cynę i miedź chce kupować tam, gdzie są najtańsze.

– O tym słyszałem. Podobno Priam podpisał sporo umów z królestwami Azji Mniejszej. Ma od kogo pobierać cło, Grecy nie są mu do niczego potrzebni.

– Ludzie mówią, że mści się z powodu Hezjone, którą twój brat Telamon za przyzwoleniem Heraklesa, uprowadził do Salaminy. Peleusie, byłeś wtedy w Troi, co się tam właściwie stało?

– Gdy przybyliśmy tam po raz pierwszy, córka Laomedonta miała być złożona w ofierze jakiemuś potworowi morskiemu. To coś niszczyło plony, zabijało bydło i ludzi.

– Słyszałem, że to Posejdon się mścił… – Fojniks nałożył sobie mięsa i fig na talerz.

– Podobno tak. W każdym razie Herakles umówił się z królem, że zabije potwora w zamian za konie. Wiesz, za te sławne z olimpijskich pastwisk. Wywiązał się z tego co obiecał, ale Laomedont ze swojej części już nie.

– To było do przewidzenia, ten człowiek miał węża w kieszeni, a właściwie całe kłębowisko węży.

– Dokładnie. Wcześniej w to nie wierzyłem, aż do momentu, gdy się sam o tym nie przekonałem. – Peleus uśmiechnął się pod rudym wąsem. – Wróciliśmy, gdy Herakles wykonał dwunastą pracę na rzecz Eurysteusza I wtedy zdobyliśmy Troję. Poszliśmy po murach, po tej najsłabszej części, którą mój ojciec budował.

– Doprawdy, widać tę różnicę?

– Z daleka nie, ale gdy podejść bliżej, już tak. Zachodnia strona jest mniej gładka i jednolita, z mniejszych kamieni budowana. W niektórych miejscach zaprawa nieco się posypała, łatwiej tam o szczeliny i wystające z bloków fragmenty…

– A co z tą Hezjone? Mówią, że gwałtem była wzięta?

– Nie do końca gwałtem, Fojniksie. Wyraziła zgodę na moich oczach. Nie poszła z nami zniewolona ani związana. Spodobała się Telamonowi już podczas pierwszej wizyty w Troi. Spotykali się, gdy Herakles poszedł na potwora. Ale czy to były tylko rozmowy, czy coś więcej, tego nie wiem. Być może zgodziła się opuścić Troję tylko po to, żeby ocalić Priama i miasto.

– Wtedy nie byłaby to prawdziwa zgoda…

– Dlatego powiedziałem, że nie do końca gwałtem! – Peleus poczuł, że robi mu się gorąco. – Ale nie mnie w to wnikać. Nie chcę mieć z Telamonem drugiej takiej sprawy, jak kiedyś z Fokosem. A już nie teraz, kiedy Priam Hellespont Grekom odcina i temat jest drażliwy.

Fojniks pokiwał ze zrozumieniem głową, a po chwili obaj spojrzeli w kierunku otwartych dwuskrzydłowych drzwi zza których wybiegł jasnowłosy chłopczyk. Stanął na środku i wlepił swe duże zielone oczęta w gościa. Zaraz za nim do izby wpadła piastunka.

– Przepraszam panie! – krzyknęła zdyszana. – Znów nam uciekł. Już nie mam sił za nim biegać.

– Achillesie, tak nie wolno! – Peleus zmarszczył brwi. – Nadal nie chce nic jeść? – zwrócił się do kobiety.

– Od trzech dni nie wziął nic do ust, odkąd królowa znów odeszła… Nic nie mówi, źle sypia. Tylko tej energii ma za dwóch, nie wiem skąd. Biega po całym zamku i zagląda w każdy kąt, jakby jej szukał…

– Synu, chodź do mnie! Musimy poważnie porozmawiać. – Peleus wyciągnął ręce w kierunku chłopca.

Achilles zacisnął małe usteczka, po czym skrzyżował ręce na ramionach. Widać było, że nie ma zamiaru ruszyć się z miejsca. Spod zmarszczonych brwi spoglądał na ojca.

– Słyszałeś, co powiedziałem? – Peleus podniósł głos. – Nie będę tego kolejny raz powtarzał!

– Ile on właściwie ma lat? – zapytał Fojniks.

– Niedawno skończył trzy.

– To jeszcze małe dziecko. A do mnie przyjdziesz, chudzinko?

Chłopczyk obrócił się na pięcie i przez chwilę z uwagą przyglądał się mężczyźnie. Potem podbiegł do niego, i ku zdumieniu Peleusa wyciągnął w górę rączki. Fojniks podniósł go z ziemi i posadził sobie na kolanach.

– A to zdradziecka dusza! – Peleus uśmiechnął się półgębkiem.

– Jakbyś na niego nie krzyczał, to do ciebie też by przyszedł. – Fojniks sięgnął po czysty talerz, nałożył nań plaster mięsa, kawałek chleba i dwie figi. Pokroił jedzenie na mniejsze kawałki, po czym odłożył nóż. – Na co masz ochotę, dzieciaku? – Pogłaskał chłopca po główce.

– No tak… jeszcze go rozpieszczaj, jak jakąś księżniczkę. – Peleus przyglądał się synkowi, który wziął kawałek chleba do jednej ręki i zaczął go obgryzać. W drugą chwycił cienki plasterek mięsa i wpakował sobie do buzi.

– Nie wiesz co mówisz. – Fojniks nalał kroplę wina do kubka i uzupełnił go wodą. Potem poddał naczynie Achillesowi, by wziął kilka łyków******– Wszystko bym dał, żeby mieć syna. Sam przecież parę lat temu ubolewałeś, że nie masz następcy. A teraz, co? Zapomniałeś już, jak było?

– On mi przypomina Tetydę…

– Tetydę? Wygląda jak ty… nie jak ona. A już szczególnie, gdy zmarszczy brwi i zrobi groźną minę. – Fojniks roześmiał się. – Od kogoś musiał się tego nauczyć.

– Jak ci tak przypadł do serca, to może mu „po-ojcujesz” przez jakiś czas? Piastunki nie dają sobie z nim rady. Nie słucha ich… mnie też ostatnio ignoruje.

– Możesz… rzec jaśniej? Coś mi proponujesz, czy to tylko ironia?

– Ja nie żartuję, Fojniksie! Nie mam podejścia do tak małych dzieci, mój syn potrzebuje kogoś, kto do niego dotrze, objaśni mu świat i nauczy wielu rzeczy. A przy okazji doradzałbyś mi w różnych sprawach.

– Jeśli to propozycja, to ją przyjmuję. – Fojniks uśmiechnął się, i sięgnął po szmatkę. Achilles właśnie kichnął z buzią pełną napoju, obryzgując chiton swojego świeżo mianowanego opiekuna.

***

Achilles nie był łatwym dzieckiem.

Już od maleńkości potrafił pokazać czego chce, a czego sobie nie życzy. Gdy odmawiano spełniania jego zachcianek, krzyczał wniebogłosy lub uparcie milczał. Doskonale potrafił wyczuć, jaka strategia będzie w danym momencie skuteczna.

Miał niespełna rok, gdy owinął sobie piastunki wokół palca.

Peleus zobaczył wtedy opiekunkę krążącą z Achillesem na rękach po zamkowych izbach. Chłopiec wyciągał przed siebie paluszek, mruczał pod nosem „mmmmmmm” i wskazywał miejsce, do którego chciał się skierować. A kobieta szła posłusznie tam, gdzie sobie zażyczył.

Czasem dawał do zrozumienia, że chce, by podano mu do ręki jakiś przedmiot. Bawił się nim przez chwilę, po czym rzucał go radośnie na ziemię. A potem wyszczerzywszy się w słodkim uśmiechu, pokazywał upuszczoną przed chwilą zabawkę.

– Co tu się dzieje? – Peleus nie wytrzymał, gdy piastunka po raz dziesiąty podniosła z podłogi drewnianego konika. – Po co go nosisz? Puść go na podłogę, niech się trochę porusza.

– Panie, on jest taki ruchliwy, że w każdą dziurę wlezie! A raczkuje tak szybko, że czasem nie idzie go dogonić. Wspina się na meble, parapety… Wczoraj omal nie wypadł z okna! I chytry jest. Wyczaił, że nie pozwalamy mu wchodzić na wysokie sprzęty. I jak chce, żeby go nosić, to zaczyna się wspinać. Kiedyś próbował wdrapać się na parawan… cud boski, że ten się na niego nie przewrócił…

Wychować syna na króla i wojownika to cel, który przyświecał Peleusowi. Potrzebował następcy, a Ftyja kolejnego władcy. I to takiego, który będzie umiał utrzymać jej odrębność od innych królestw. Suwerenność, o której przypomina jesionowy oszczep z góry Pelion, wykonany przez bogów. Dar Chejrona…

Fojniks miał dobry wpływ na Achillesa. Zadbał, by chłopiec pozbywał się nadmiaru energii podczas intensywnych zabaw i ćwiczeń fizycznych. Zaczął uczyć go manier, pokazywał jak należy zachowywać się wśród ludzi. Opowiadał mu bajki i legendy, w których przemycał wiele ważnych prawd życiowych. Pod jego czujnym okiem mały dzikus powoli zmieniał się w cywilizowanego człowieka.

Peleus uważał, że to dobry znak, jednak Tetyda była innego zdania. Któregoś dnia, gdy ponownie przybyła do Ftyi, zaczęła rozmowę na ten temat.

– Fojniks nie nadaje się na wychowawcę naszego syna – powiedziała.

– Dlaczego tak uważasz?

– Odkąd on tu jest, Achillesa nie obchodzą inni ludzie. Nawet do mnie odnosi się inaczej niż zawsze.

– Uchybił ci w czymś? Jeśli tak, to przeprosi. Porozmawiam o tym z Fojniksem.

– Nie o to chodzi. Kiedyś czułam, że czeka na mój powrót, że tęskni. Przybiegał do mnie, przytulał się, zagadywał i nie odstępował choćby na krok. A dziś… owszem przywitał się bardzo uprzejmie, ale potem odwrócił się na pięcie i pobiegł do Fojniksa. Oszalał na punkcie tego człowieka! Słucha tylko tego, co on powie i jak gąbka chłonie wszystkie jego nauki.

– I prawidłowo. Takie mieliśmy ustalenia.

– Ustalenia? Nie przypominam sobie, żebym z coś z tobą ustalała…

– A byłaś tutaj? Znikasz bez zapowiedzi. Nie ma cię długie miesiące, a potem dziwisz się, że wszystko jest inaczej, niż ty chcesz! Ale rozumiem, dla ciebie, w obliczu wieczności, to są tylko chwile…

Tetyda odwróciła się w stronę okna i spuściła głowę.

– Wiem, że to także moja wina, bo nie ma mnie tu przez część czasu, ale Achilles kiedyś zachowywał się inaczej. Mniejsza z tym… Czy wiesz, czego uczy go Fojniks? Jakie rzeczy mu wpaja? Wciąż opowiada mu o wojnach, bitwach, potyczkach. Wzbudza w nim bojowego ducha. Zupełnie niepotrzebnie…

– Robi to na moją prośbę. Achilles będzie kiedyś wojownikiem i królem.

– Może być władcą pokojowym. Ftyi, jako państwu niczego nie brakuje. Rozumiem, że sztukę wojenną musi poznać, by bronić kraj w czasie najazdu, ale po co mu wmawiać, że śmierć na polu bitwy to powód do chwały? Naprawdę chcesz, żeby rzucał się w sam środek różnych konfliktów? Wolałabym, żeby uczył się szacunku do życia, a nie sposobów na to, jak je niszczyć.

Peleus był w rozterce. Czuł, że Tetyda ma trochę racji. Pamiętał jednak, że był wychowywany tak samo jak Achilles i nie poniósł z tego powodu żadnych szkód. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nauczył się za to rywalizacji i walki o swoje. Wpojono mu ambicję, dumę i przekonanie, że nigdy nie należy się poddawać.

Mimo to, gdy już osiadł w swym małym państwie, przestał angażować się w cudze wojny i konflikty. Być może dlatego, że wyszumiał się za młodu, a przy tym miał dużo szczęścia, że nie zginął podczas którejś ze swych wypraw?

Ta sprawa nie dawała mu jednak spokoju. Późnym wieczorem udał się do komnaty Fojniksa. Zastał przyjaciela przy porządkowaniu starych glinianych tabliczek. Na stoliku dopalało się samotne łuczywo. Nieco więcej światła dawały świece wetknięte do starego, nieco pociemniałego srebrnego kandelabra.

– Rozgość się, Peleusie. – Fojniks włożył stos tabliczek do skrzyni i odsunął od stołu dwa ciężkie krzesła. – Co cię do mnie sprowadza?

– Nie mam zastrzeżeń do tego, jak nauczasz mego syna… ale jedna rzecz mnie niepokoi.

– Mów, przyjacielu.

– Nie chcę, by Achilles myślał, że śmierć na polu bitwy jest chwalebna. I, że ta chwała do czegoś się przydaje.

– Nie rozumiem cię, przecież… to prawda. Nie znajdziesz nauczyciela, który uczyłby inaczej. W chłopcach należy budzić odpowiedzialność i odwagę. A także świadomość, że jeśli ktoś ginie za innych i dla ich dobra, jest godzien chwały! Zdarzają się sytuacje, kiedy mężczyzna musi stanąć w obronie własnego kraju czy wartości, które wyznaje. Nie mówiąc już o ochronie słabszych… Czy ja… mam zaprzestać uczenia go takich podstawowych prawd?

Peleus wziął głęboki oddech. Ta rozmowa sprawiała mu dużo trudności. Przyznawał rację Tetydzie, ale Fojniksowi również nie mógł jej odmówić. Sam nie wiedział, z czym tak naprawdę ma problem. Na pewno nie umiał precyzyjnie wyrazić własnych myśli. A na dodatek znalazł się między młotem a kowadłem…

– Nie to chciałem powiedzieć… – Nadal nie wiedział jak ująć to, co siedziało mu w głowie. – Przekazywanie dobrych wartości nie musi wiązać się z wtłaczaniem przekonania, że warto za nie umierać. Młody umysł nie zawsze odróżni prawdę od rzeczy, które powinno się odrzucić. Ludziom mieszają się pojęcia. Czasem nie wiedzą nawet czy do walki pcha ich chęć ochrony jakiejś wartości, czy tylko pycha lub zagubienie. Albo strach… przed własną słabością. Przyznam, sam miewałem z tym problemy. Poza tym, nie zawsze coś jest tak oczywiste, że od razu można zdecydować, po czyjej stronie jest racja…

– Peleusie, człowiek mądry i moralny powinien umieć dokonać wyboru pomiędzy wartościami prawdziwymi a fałszywymi. – Fojniks uśmiechnął się wymownie. – Jednak rozumiem twoje obawy. I jako, że Achilles jest jeszcze mały, pominę w nauczaniu te sprawy, które cię niepokoją.

***

Trzy lata później…

W człowieku drzemią dwie natury, przez co – podobnie jak centaur – składa się on z dwóch części: ludzkiej i zwierzęcej. Ta pierwsza to duch, zmierzający ku bogom i temu co nienamacalne: wiedzy, poezji, muzyce. Zaś druga, to ciało – którego codziennością jest trud i praca w pocie czoła.

Peleus wiedział, że człowiek, który jest pełnią, umie połączyć swą cząstkę ludzką, zwaną też niekiedy rozumem z cząstką zwierzęcą, czyli wysiłkiem, koniecznym do osiągania wszelkich celów.

Duch, niczym jeździec, musi umieć zapanować nad ciałem. Nie może odlecieć w przestworza, zapominając o swych ziemskich obowiązkach.

Dwa siwe konie ciągnęły rydwan, którym powoził Peleus. Zaraz za nim, po kamieniach toczył się wóz z bagażami, do którego zaprzężono woły. Rytmiczny turkot wydobywał się spod kół. Podróżni mijali zieleniejące się pola i kwitnące drzewa owocowe, a teren wznosił się coraz wyżej. Przed nimi w chmurach, z których przebijały się promienie słońca, widniał majestatyczny Pelion.

Zbliżało się południe, a powietrze stawało się coraz cieplejsze. Peleus uważnie patrzył przed siebie. Jeszcze trochę, a droga zrobi się węższa. Będzie się wić niczym serpentyna, po jednej stronie mając zielone wzniesienie, po drugiej strome zbocze.

– Ojcze, kiedy dojedziemy na miejsce?

– Około wieczora. Nie wcześniej.

– To niedobrze. – Chłopiec, który stał obok Achillesa, westchnął ciężko. – Jestem tak głodny, że pewnie zaraz umrę.

Był to Ajas, syn Telamona, bratanek Peleusa. Miał jedenaście lat, lecz wyglądał na więcej. Rósł szybko, przez co jadł na potęgę i wciąż było mu mało. I nic w tym dziwnego, gdyż nadmiar energii spalał podczas ćwiczeń i treningów, których nigdy nie unikał.

– Jak umrzesz, rozpalę stos pogrzebowy na Pelionie. – Sześcioletni Achilles wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Pochowam cię jak bohatera. Napiszę: „dzielnie wojował z głodem, zmarł kilka godzin po obfitym śniadaniu”.

Ajas spojrzał na niego nadąsany.

– To nie jest zabawne – burknął. – Śmiejesz się z człowieka, który cierpi…

– Zatrzymamy się na krótki odpoczynek – wtrącił Peleus. – Wtedy coś przekąsisz.

Najchętniej jechałby bez żadnych przerw. Ale skoro Ajas źle znosił burczenie w żołądku, nie było sensu narażać go na głodowe tortury. Zboczyli więc z drogi i zatrzymali się na leśnej polanie wśród zieleniejących buków, dębów i klonów.

Rozsiedli się na trawie. Sługa Glaukos przyniósł z wozu sakwę z jedzeniem.

– Łap, synu Telamona! – Peleus wyjął z torby bułkę i rzucił Ajasowi. Chwilę później tę samą drogę przebył worek z suszonymi daktylami. – A ty? – Król Ftyi zwrócił się do młodszego z chłopców. – Chcesz coś?

– Dziękuję… nie jestem głodny. – Achilles pokręcił głową. – Czego nauczy nas Chejron?

– Wielu przydatnych rzeczy, synu. Sztuki wojennej, lekarskiej, łowiectwa, muzyki, poezji i retoryki…

– A te wszystkie rośliny… co tu rosną? Powie nam, jak się nazywają?

– Na pewno. – Peleus przytaknął. – Poza tym nauczy was gotować, wyrabiać broń i różne przedmioty, potrzebne na co dzień.

– Ja mogę gotować! – Ajas sięgnął po kolejną bułkę i kawałek sera. – A potem zjem wszystko, co zrobię. Nawet jak się nie uda…

Peleus spojrzał na słońce i stwierdził, że niedługo zacznie chylić się ku horyzontowi. Dał znać chłopcom, by się zbierali. Czas ruszyć w drogę, jeśli chce się przed nocą dotrzeć do jaskini Chejrona – znanego w całej Helladzie nauczyciela młodzieży. Ajasa i Achillesa czekały trzy lata z dala od rodzinnego domu. Peleus miał nadzieję, że będą one owocne, a chłopcy przyswoją sobie wiedzę, która przyda im się w dorosłym życiu.

*************************************

*Leta – jedna z rzek Hadesu. Wypicie jednej kropli z jej wód powoduje zanik pamięci krótkotrwałej, zaś spożycie większej ilości – całkowitą utratę pamięci.

** „Kątem oka zarejestrował, że dusze wysadzone z łódki, kierowały się w stronę zamkowych murów. Prowadził je młodzieniec o szybkich i pełnych wdzięku ruchach. W ręku trzymał laseczkę z leszczyny, a na kapeluszu i na nogach miał przymocowane skrzydełka” – w tym opisie mowa o Hermesie, posłańcu bogów.

***Ajakos, Minos i Radamantys – trzej królowie i synowie Zeusa zostali ustanowieni sędziami zmarłych.

****Fojniks – wg Iliady, Amyntor upokorzył swoją żonę, biorąc sobie nałożnicę. A ona zemściła się na nim namawiając syna, Fojniksa, by przespał się z kochanką ojca. Gdy do tego doszło, Amyntoe przeklął Fojniksa, skazując go na bezpłodność. Fojniks nie mogąc znieść gniewu ojca, przechytrzył strażników, których postawiła przy nim reszta rodziny (nie chcieli żeby uciekł) i wymknął się z zamku. Inna wersja mówi, że na skutek ojcowskiego przekleństwa Fojniks oślepł. I gdy przybył do Ftyi, Peleus zaprowadził go do swego przyjaciela, centaura Chejrona, by ten go uleczył, i tak też się stało.

***** Euxinus – Morze Czarne

****** To były czasy, kiedy rozrzedzone wino pili wszyscy, nawet dzieci. W Iliadzie Fojniks wspomina, że gdy Achilles był małym dzieckiem – poił go winem. Żeby aż tak bardzo nie gorszyć, u mnie wina jest zaledwie kropla. Zresztą, nie mam pojęcia, w jakich proporcjach rozcieńczano wtedy wino wodą. 😉

Scena w Hadesie jest tylko moją własną fantazją. Peleus nigdy nie był za życia w krainie zmarłych, mity nie wspominają również o tym, że widział ją we śnie. Nie spotkał się też ze swoim ojcem, a Ajakos nie zawiadamiał go kąpaniu Achillesa w Styksie. 😉

Następny rozdział:

Trojańskie opowieści. Rozdział 4 – Zalotnicy Heleny (Odyseusz)