Trojańskie opowieści. Rozdział 1 – A na Olimpie trwa zabawa (Tetyda)

Trojańskie opowieści. Rozdział 1 – A na Olimpie trwa zabawa (Tetyda)

Zapraszam na kolejną część „Trojańskich opowieści”. Link do prologu, rozpoczynającego cykl znajdziecie tutaj: Trojańskie Opowieści. Prolog – To ja miałem umrzeć młodo!

A na Olimpie trwa zabawa

bogowie piją nie myśląc o ludziach

tu wizja czasem zrodzi się krwawa

lecz zrozumieniem nikt się nie trudzi

Tylko ta wróżba co bogom szkodzi

szybkiej decyzji się domaga

więc lepiej będzie gdy dotknie ludzi

i na ich dobro będzie nastawać

(Pieśń Wygnanego z Olimpu Barda)

***

Na Olimpie zaczynała się biesiada bogów, połączona ze słuchaniem muzyki i podziwianiem podrygujących w jej rytmie tancerzy.

Tetyda, nieco spóźniona weszła do sali pełnej gości. Panował tam rozgardiasz. Roznoszono potrawy i nalewano wino. Z półmisków stawianych na ławach ulatniały się smakowite zapachy. Goście tłoczyli się przy stołach, zajmując wolne miejsca. Tetyda przeciskała się między bogami i służącymi. Nagle dostrzegła Temidę, która usiadła między Zeusem a Posejdonem, położyła swoje białe dłonie na ich barkach, a potem powiedziała:

– Musimy porozmawiać o córce Nereusa i Doris. I to szybko, zanim dzikie żądze nie sprowadzą was na manowce.

– Nie wiem, o co ci chodzi moja droga. – Zeus wzruszył ramionami, po czym sięgnął po udko pieczonej gęsi. Tetyda nadstawiła uszu.

Bogini prawa i wiecznego porządku splotła ręce, po czym uśmiechnęła się słodko. To był ten rodzaj uśmiechu, który – jak wszyscy wiedzieli – nie wróżył nic dobrego.

– Chodzi mi o tę młódkę Tetydę. Zawróciła wam w głowie i chcecie się z nią żenić. Obaj! A tymczasem od dawna wiadomo, że ona urodzi syna potężniejszego od ojca. Mam nadzieję, że miłosna pomroczność jasna nie pozbawiła was umiejętności logicznego myślenia?

Gęsie udko uderzyło o dno glinianej misy. Czoło Gromowładnego przecięły dwie poprzeczne bruzdy. Tetyda z niepokojem zerknęła na boskiego władcę, lecz ten tylko zacisnął usta. I nie powiedział nic.

– To chyba jakiś kiepski żart! – Posejdon podniósł w górę jedną ze swych czarnych, krzaczastych brwi.

– Żaden żart! Wiem, co mówię, to stara przepowiednia. Jeśli mi nie wierzysz, to się żeń. Życzę ci powodzenia!

– A czy ja mówiłem coś o ślubie?!

– Uspokójcie się. – Zeus odsunął się z krzesłem w tył. Jego twarz wygładziła się, a rysy straciły nieco na ostrości. – Powiedz mi Temido, jak to widzisz? Skoro my się nią nie ożenimy, to inni bogowie chyba też nie powinni?

– A jak myślisz? – Temida westchnęła przeciągle. – Mam nadzieję, że wyraziłam się na tyle jasno, byście obaj wyciągnęli odpowiednie wnioski? Zeusie, jeśli nie chcesz przewrotu na Olimpie, to wydaj ją za człowieka.

– Masz rację. Tylko ludzie mogą cieszyć się z synów potężniejszych od nich. Pomyślę o tym, ale nie teraz… Teraz się bawmy!

Tetyda błyskawicznie pojęła sens zasłyszanej przed chwilą rozmowy. Żaden nieśmiertelny mężczyzna nie może pojąć jej za żonę. I nie spłodzi z nią dzieci. Będzie miała do wyboru samotność lub męża śmiertelnika. Jednakże tej drugiej opcji w ogóle nie brała pod uwagę. I miała cichą nadzieję, że Zeus również nie poświeci jej zbyt dużo uwagi.

***

Uczucia, które można by nazwać macierzyńskimi rozbudziły się w niej wiele lat później, gdy zobaczyła maleńkiego chłopca wpadającego do morza. Wyłowiła go i zaniosła do podwodnego pałacu, którą zajmowała wraz z ciotką Eurynome.

– Zobaczcie, co znalazłam! – zawołała, po czym uniosła w górę niewielkie zawiniątko.

Eurynome podbiegła zaciekawiona.

– Na wszystkich bogów, co za brzydal! Skąd ty go masz?

– Spadł z nieba. Chyba z nieba, bo tak naprawdę nie wiem skąd. Może z Olimpu? Co prawda, nie grzeszy urodą, ale popatrz jaką ma miękką skórę i jaki jest bezbronny! Zajmę się nim!

– A co, jeśli on jest czyjś? I ktoś go szuka? Jakaś matka? Jeszcze nas oskarżą o porwanie.

– Nie sądzę. Matka dbająca o syna nie zostawiłaby go samego. Gdyby była boginią, a on spadłby do nas przez przypadek, już by tu przyszła. A skoro jej nie ma, to znaczy że jej nie zależy.

– Droga Tetys, rozumiem, że ten mały szkrab przypadł ci do serca i chciałabyś go zatrzymać, ale ja wolę to sprawdzić. Udam się na Olimp i popytam czy ktoś nie zgubił dzieciaka.

– Zrób to dyskretnie! Bardzo cię proszę. Jeśli matka chciała się go pozbyć, to lepiej żeby nie wiedziała, że przeżył.

Eurynome wróciła kilka dni później. Wysłuchała plotek, pokręciła się tu i ówdzie, po czym przywiozła intrygującą nowinę. Okazało się, że niemowlak był synem Hery. Urodził się słabowity i tak paskudny, że rodzona matka nie chciała go znać. A potem zniknął i nikt nie wiedział, co się z nim stało. Hera twierdziła, że był zbyt słaby, żeby przeżyć.

– A co na to Zeus? – zapytała zszokowana Tetyda. – Przecież to jego syn!

– No właśnie, że nie jego – wyszeptała podekscytowana Eurynome. – Powiadają, że on już długo nie zbliżał się do żony. A Hera chciała kolejnego dzieciaka, więc sama go sobie spłodziła. Rozumiesz? Sama!

Tetyda opadła na błękitną ławę i przyglądała się z niedowierzaniem kuzynce.

– Ale jak to sama? To chyba niemożliwe?

– Nie pytaj mnie o to, bo nie wiem. Powtarzam ci tylko to, co słyszałam. Pamiętasz romans Zeusa z Metydą, tą co potem zaszła w ciążę? Wszyscy mówili, że według przepowiedni Uranosa i Gai jej drugie dziecko miało pozbawić Gromowładnego władzy.

– Pamiętam tę historię. Zeus się przeraził, połknął Metydę, a potem z własnego czoła zrodził Atenę…

– No właśnie! I wiesz co gadają? Że Hera tego swojego dzieciaka powiła z zemsty. Tylko, że zeusowa Atena była ładna od początku, a jej syn szkaradny, jakby za karę.

– Niech sobie będzie taki, jaki chce. Wychowamy go tutaj, damy wykształcenie… Potraktuję go jakby był moim synem.

– Przecież ty nie masz męża. Chcesz go wychowywać samotnie?

– Nie samotnie, tylko z tobą. Pamiętaj, że rodzice oddali mnie na wychowanie Herze, kiedy nie była jeszcze żoną Zeusa. I poradziła sobie. Nie widzę powodu, dla którego miałabym zrezygnować z opieki nad tym maluchem.

***

Mały bóg otrzymał imię: Hefajstos. Chował się zdrowo i wbrew przewidywaniom rósł w siłę. Miał zdolności do kowalstwa i złotnictwa, dlatego Tetyda kazała wybudować w swoim pałacu kuźnię. Tam chłopiec uczył się obróbki metali, a potem tworzył piękne przedmioty i ozdoby.

– Ciociu, dlaczego nie mogę mówić do ciebie mamo? – zapytał któregoś dnia.

– Bo nią nie jestem – odpowiedziała Tetyda, zgodnie z prawdą.

Jednak gdzieś w głębi serca poczuła dziwne ukłucie. Wiedziała, że nigdy nie będzie matką. Dziecka boskiego mieć nie może, a ludzkiego nie chce. Wzdrygała się na myśl o tym, że miałaby patrzeć na starzenie się i śmierć istoty, którą wydała na świat. Istoty, która przeminęłaby niczym płomień wypalonej świecy, pozostawiając jej w spadku jedynie rozpacz i ból.

***

Po kilkunastu latach Hera zobaczyła u Tetydy śliczną broszkę w kształcie orchidei, przypiętą do sukni. Zaczęła dopytywać się, skąd ją ma. Tetyda w pierwszej chwili zawahała się, a potem wspomniała coś o kupcu, którego spotkała w Mykenach. Hera dostrzegła niepewność w jej oczach, więc zaczęła drążyć.

– Znam cię od dziecka! Wiem, że coś przede mną ukrywasz. Jeśli nie powiesz mi prawdy, sama do niej dojdę.

Tetyda zaprowadziła ją do kuźni, gdzie pracował Hefajstos. Na stołach leżały wykonane przez niego błyskotki, naczynia i szkatułki. Wszystko zdobione i wysadzane pięknymi kamieniami. Chłopak, czerwony oraz nieco spuchnięty od gorąca odsunął się od pieca. I podniósł głowę. Nadal był brzydki – w tym względzie nic się nie zmieniło – ale swoim szczerym, przeszywającym duszę spojrzeniem potrafił ująć każdego. Również swoją rodzoną matkę.

– Masz w oczach tyle dobroci i takie piękne rzeczy tworzysz. – Hera objęła go ramionami. – Zabiorę cię na Olimp. Tam jest twój dom.

***

Któregoś dnia Zeus wezwał Tetydę do podniebnego pałacu. Przyjął ją w największej sali, siedząc na tronie. Wskazał wygodny fotel, na którym miała usiąść, po czym rzekł:

– Tetys, kochanie moje, doszły mnie słuchy, że rościsz sobie pretensje do matkowania Hefajstosowi. Podobno rozsiewasz wśród bogów plotki na temat Hery. Moja żona nie życzy sobie takiego traktowania. Wychowywała cię od dziecka, winna jesteś jej wdzięczność.

– Nie rozsiewam żadnych plotek. – Tetyda wzruszyła ramionami.

– A te historie, jakoby Hera zrzuciła Hefajstosa z Olimpu, to nie ty rozpowiadasz?

– To akurat nie plotka, tylko prawda.

– No dobrze, niech ci będzie. – Zeus westchnął ciężko. – Jednak od dziś wersja jest taka, że gdy chłopak się urodził, kołyska niebezpiecznie się przechyliła i zdarzył się wypadek. Zapamiętaj córko, bo dwa razy nie będę powtarzał. Zresztą to nie jedyny temat, jaki chciałem poruszyć. Mam wrażenie, moja droga, że brakuje ci nie tylko dziecka, ale i mężczyzny. Czas pomyśleć o tym, by wydać cię za jakiegoś człowieka.

– Nie potrzebuję nikogo! I nie chcę śmiertelnego męża!

– Zamierzasz żyć w celibacie przez całą wieczność? Przecież żaden bóg nawet kijem cię nie tknie. I nie dlatego, że jesteś szkaradna, bo nie jesteś…

– Dobrze wiem dlaczego! – przerwała mu Tetyda. – Nie musisz mi o tym przypominać.

– Mniejsza z tym. Widziałem w Mykenach bogatych kupców. I stwierdziłem, że to całkiem zacni mężowie. A ty ponoć lubujesz się w im podobnych i kupujesz od nich błyskotki. W najbliższym czasie wybiorę któregoś z nich i zastanowię się nad waszym ślubem.

Nereida poczuła, jak żołądek wywraca jej się do góry nogami. Dlaczego akurat kupiec? I do tego z Myken? Czyżby to była sprawka Hery?

Wczorajszego wieczora Eurynome opowiadała, że chłopak podczas pierwszej uroczystej kolacji na Olimpie obwieścił wszystkim, że ma dwie matki. I każda z nich na swój sposób dała mu życie. Możliwe, że te słowa rozgniewały Herę. Choć była jeszcze jedna opcja: żona Gromowładnego nie mogła darować Tetydzie tego, że przez tyle lat wychowywała potajemnie jej dzieciaka. A na koniec próbowała kłamać i ukryć prawdę.

Sytuacja rysowała się nieciekawie. Wszystko wskazywało na to, że Zeus prędzej czy później zrealizuje swój plan i wyda ją za kupca z Myken, którego sobie wymyśliła, żeby przechytrzyć Herę…

***

Nieco później, kiedy w życiu bogów upłynęła tylko chwila, a w świecie ludzkim całkiem długi okres, Eurynome wróciła z Olimpu podekscytowana. Opadła na krzesło i zawołała do Tetydy, która była właśnie w kuźni. I ze smutkiem oglądała przedmioty i narzędzia pozostawione przez Hefajstosa.

– Mam nowe wieści z górnego pałacu! Zgadnij co się szykuje?

– Chyba nie mój ślub?

– Zapomnij o swoim ślubie! Raczej do niego nie dojdzie. Bogowie buntują się przeciw Zeusowi. I coś mi się zdaje, że to będzie koniec jego rządów na Olimpie. Cieszysz się?

– Nie wiem. – Tetyda wzruszyła ramionami. – Jak do tego doszło?

– Hera zbuntowała Apolla, Posejdona i Atenę. A oni podburzają pozostałych. To się może skończyć tylko w jeden sposób.

– Jeśli prowodyrką jest Hera, to pewnie ona stanie na czele Olimpu. A dla mnie to nie byłoby dobre…

– I tak nic z tym nie zrobisz.

– Pewnie nie, ale rozejrzę się trochę i wybadam nastroje.

W największej sali olimpijskiego pałacu Tetyda natknęła się na Posejdona. Postawny mąż o kruczoczarnych, wijących się niczym węże włosach, stał na podeście przed tronem. Wpatrywał się w siedzisko wymoszczone szkarłatną tkaniną i wymownie przy tym milczał.

– Posejdonie, gdzie znajdę Zeusa? – Tetyda delikatnie dotknęła jego ramienia.

Spojrzał na nią z góry oczami w kolorze morskiej toni. Twarz miał jak wyciosaną z kamienia, nieprzeniknioną. Trudno było odczytać z niej jakiekolwiek uczucia. Jednak Tetyda wiedziała, że to tylko maska, skrywające silne emocje.

– Czego od niego chcesz? – zapytał.

– Muszę się dowiedzieć, co postanowił w sprawie mojego ślubu.

– Obawiam się, że już nic nie postanowi. Jest w swej własnej sypialni. Skrępowany i pozbawiony dostępu do pioruna. Nie wiem czy się już obudził. Są tam inni bogowie. Ponoć mają się z nim trochę zabawić, wziąć odwet za wszystkie doznane złośliwości.

– A ty? – Tetyda pokiwała z niedowierzaniem głową. – Co robisz tutaj, na tym podeście?

– Jak widzisz… celebruję tron. Olimp potrzebuje nowego władcy.

Do wieczora sytuacja całkiem wymknęła się spod kontroli. Bogowie najpierw naigrywali się z więźnia, a potem zaczęli kłócić się o schedę po Zeusie. Atmosfera gęstniała, nic nie zapowiadało korzystnego dla wszystkich rozwiązania. Tetydzie wydawało się, że słowo rozsądek jest na Olimpie nikomu nieznane. A wręcz zalicza się je do wyrazów z dziedziny języków obcych. Dlatego postanowiła zakończyć przedstawienie. A pomysł, jak to uczynić podsunął jej Hefajstos.

– Niedobrze się dzieje – powiedział, gdy stali razem pod ścianą obserwując zmagania bogów. – Robi się coraz większy chaos. Myślę, że oni… tak sami z siebie nie przestaną. Trzeba by znaleźć coś, co ich przerazi, odstręczy…

Tetyda pomyślała przez chwilę, po czym szepnęła:

– Briareus.

– Wujek Briareus? – zdziwił się Hefajstos. – Przecież on wcale nie jest straszny.

Jednak nereida już go nie słyszała, biegła korytarzami olimpijskiego pałacu prosto do wyjścia.

***

Briareus mieszkał wraz z żoną na dnie Morza Egejskiego Był olbrzymi, zwinny i silny. Miał sto rąk i pięćdziesiąt głów. Gdy szedł, ziemia trzęsła się pod jego nogami. To on kiedyś wsparł bogów w walce z tytanami, a Zeusowi pomógł zdobyć niebiański tron.

Dziś znów stanął u boku Gromowładnego.

Uwolnił go z więzów, włożył do ręki piorun.

Przegonił buntowników.

Równowaga na Olimpie została przywrócona.

– Dziękuję ci córko. – Gromowładny rozcierał zdrętwiałe od rzemienia członki. – I tobie Briareusie również. Jestem wam winien przysługę, i to niejedną. Jeśli czegoś będziecie potrzebować, zawsze możecie przyjść do mnie. Oczywiście nie wliczam w to chęci objęcia mego tronu, ale każdą inną prośbę postaram się w miarę możliwości spełnić.

– Dziękuję, ojcze Zeusie – odpowiedziała Tetyda. – Na razie nic mi nie potrzeba. Chyba, że ci kupcy z Myken…

– Kupcy z Myken, droga Tetys, odchodzą w niepamięć. – Zeus machnął ręką. – Zapomnijmy, że kiedykolwiek istnieli.

***

Po tych wydarzeniach Tetyda zaszyła się w swoich podmorskich pałacach. Stamtąd co jakiś czas dochodziły do niej plotki z Olimpu. Ponoć Zeus ukarał bogów zamieszanych w spisek przeciwko niemu. Herę przykuł za ręce do nieboskłonu, a Posejdona i Apolla uczynił niewolnikami trojańskiego króla Laomedonta. Ich zadaniem było odbudowanie i wzmocnienie murów miasta, które zawaliły się na skutek niedawnego trzęsienia ziemi.

Najsmutniejsza wiadomość dotyczyła Hefajstosa. Biedak poprosił Gromowładnego o łaskę dla swej matki, Hery. Rozgniewany Zeus nie zapanował nad sobą i zrzucił go z Olimpu. Boski kowal spadł na Lemnos i podczas zderzenia z ziemią złamał obie nogi. Obolałego i ledwo żywego młodzieńca znaleźli mieszkańcy wyspy. A ponieważ byli to dobrzy ludzie, udzielili nieszczęśnikowi wsparcia. Zabrali go do jednego z domów, niezbyt umiejętnie poskładali roztrzaskane kości, ból uśmierzyli ziołami.

Gdy młody bóg nieco wydobrzał, Tetyda zeszła do świata śmiertelników, by pomóc mu urządzić się na wyspie. Zeus nie zezwolił bowiem na to, by wrócił na Olimp. I w ten sposób na Lemnos powstała trzecia kuźnia kuźnia Hefajstosa. Natychmiast zaczęły się w niej prace. Od rana do wieczora słychać było ciężki huk młotów, którymi trzech jednookich bogów kuło rozgrzane do białości żelazo. Młody Hefajstos poznał ich na Olimpie, i tam się z nimi zaprzyjaźnił.

Tetyda obserwowała swego wychowanka przy pracy. Miała mieszane uczucia. Wydawało jej się, że chłopak na skutek ostatnich wydarzeń bardzo szybko dojrzał. Lecz nie do końca radził sobie z tym, co go spotkało.

– Całe dnie tkwisz przy kuźni. – Nereida wciąż nie była pewna czy powinna poruszać ten temat. – Precyzja z jaką formujesz metal często mnie zadziwia. Jednak zastanawiam się nad tym czy ty przed czymś nie uciekasz?

– Mam dużo pracy. – Hefajstos unikał jej wzroku. – Sama wiesz, że Zeus choć nie pozwolił mi wrócić na Olimp, wciąż żąda nowych piorunów, ozdób i przedmiotów do swego pałacu.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że robisz więcej, niż potrzeba? Dwuletni zapas piorunów to jednak lekka przesada.

Boski kowal odłożył narzędzia na stół, po czym wytarł ręce w swe robocze ubranie.

– Może i uciekam w pracę – rzekł siląc się na uśmiech. – Ale co mi innego pozostało? Nigdzie mnie nie chcą, jestem brzydki i… odpychający. A teraz… z tymi kulawymi nogami to już w ogóle… Ciotko Tetydo, ta robota ratuje mnie przed szaleństwem.

***

Dla bogów czas niewiele znaczył. Po co przejmować się czymś, czego zawsze będzie się miało pod dostatkiem? Tetyda nigdy nie liczyła kolejnych dni, nocy i lat. Nie należała przecież do śmiertelnych, których każdy kolejny księżyc zbliżał ku nieuchronnemu kresowi życia.

Większą uwagę zwracała na konkretne wydarzenia, gdyż to one miały wpływ na jej własny los. Czasem pojawiało się coś, co prowokowało cały ciąg rozmaitych sytuacji, korzystnych lub nie. Zeus ułaskawił Herę, kiedy przysięgła, że już nigdy nie będzie przeciwko niemu spiskować. Do łask wrócił wtedy Hefajstos, otrzymawszy zezwolenie powrotu na Olimp.

Wraz z pogodzeniem się pary boskich władców na ustach wszystkich znów pojawił się temat małżeństwa Tetydy.

– Moja droga Tetys – rzekł Zeus, witając ją po raz kolejny przed swoim tronem. – Znalazłem idealnego kandydata do twojej ręki. Zwie się Peleus. To odważny król i wojownik, towarzyszył Jazonowi w wyprawie po złote runo. Wieści o jego sławie dotarły aż do szczytów Olimpu. Myślę, że i ty słyszałaś o nim.

– Mówisz o synu Ajakosa, króla Eginy? – Tetyda skrzywiła się. – Ten człowiek zabił swego brata Fokosa!

– To był nieszczęśliwy wypadek. – Zeus rozłożył ręce. – A zabity to bękart, więc jego śmierć aż tak bardzo się nie liczy.

– Fokos był synem mojej siostry! Ajakos kochał go najbardziej ze wszystkich swoich dzieci i chciał uczynić następcą tronu. Lecz jego dwaj starsi synowie zabili chłopaka podczas polowania! A zwłoki ukryli w lesie. To była zbrodnia, Zeusie! Wszyscy o tym wiedzą, dlatego Peleus i Telamon musieli uciekać z Eginy.

– Nawet jeśli tak było, to Peleus został oczyszczony. Rytuału dopełnił król Ftyi Eurytion…

– … który potem zginął z rąk Peleusa! – Tetyda zaśmiała się dziko. – Co ciekawe, znów podczas polowania.

Nereida z trudem łapała powietrze. Biedny Eurytion oddał Peleusowi swoją córkę Antygonę za żonę oraz część ziem we władanie. I zapłacił za to własnym życiem.

A Peleus znów musiał uciekać. Tym razem udał się do Jolkos, gdzie z kolejnej zbrodni oczyścił go król Akastos. A potem przyjął uciekiniera na swój dwór, doprowadzając do nieszczęścia. Żona Akastosa zakochała się w Peleusie, a ten odrzucił jej zaloty.

Wściekła Astydamia rozgłosiła w całym Jolkos, że syn Ajakosa próbował ją uwieść. Akastos postanowił pozbyć się Peleusa, narażając go na śmierć z rąk dzikich centaurów. Ten jednak przeżył, a potem wrócił, by się zemścić. Przywiódł ze sobą Myrmidonów, którzy towarzyszyli mu od czasów ucieczki z ojczystego kraju.

– Peleus spustoszył Jolkos, zabił Akastosa i jego żonę. – Tetyda spojrzała Zeusowi prosto w oczy.

– Owszem, ale sama przyznasz, że w tym przypadku przysługiwało mu prawo zemsty.

– Poćwiartował Astydamię! Rozwlókł jej członki po mieście! Ludzie mówią, że Akastos zrozumiał swój błąd. Chciał oddać Peleusowi część własnych ziem, żeby wynagrodzić mu krzywdę. Jednak nic nie wskórał.

– Nie wiadomo jak naprawdę było. – Zeus wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. – Dziś trudno stwierdzić co jest plotką, a co prawdą.

– Ojcze Zeusie… – Tetyda westchnęła i zrezygnowanym wzrokiem spojrzała na czubki swych butów. – Ambicja i buta tego człowieka mnie przeraża. Jak można zabić brata z zazdrości o tron i władzę?

– Nie on pierwszy, i nie ostatni córko…

– I jeszcze ta zemsta na Akastosie i jego żonie. Rozumiem, że miał powody, ale czemu zrobił to z takim okrucieństwem? Przepowiednia głosi, że mój syn przerośnie swego ojca. A jakiego ja zrodzę człowieka z małżeństwa z Peleusem?

– Tetydo, nie zapominaj, że król Ftyi ma też swoje dobre strony. Słyszałaś o nim same najgorsze plotki, a to rodzi uprzedzenia. Zupełnie niepotrzebnie. Gdy go poznasz osobiście, na pewno spojrzysz na niego przychylniej.

***

Długo wyczekiwany ślub odbył się na górze Pelion, przed jaskinią centaura Chirona, który był dawnym wychowawcą i przyjacielem Peleusa.

Tetyda nie uczestniczyła w przygotowaniach. Wszystkim zajęła się Hera. Kazała przygotować niezwykle obfity poczęstunek oraz wysłała zaproszenia przyszłym gościom. Na uroczystość przybyli bogowie oraz przyjaciele Peleusa.

Tetyda była oszołomiona kolorami, muzyką, tańcami i korowodem barwnych postaci, które przewijały się przed jej oczami. A jako, że w celu dodania sobie odwagi łyknęła przed zaślubinami nieco wina, wszystko wydawało jej się dziwne i odrealnione. Zarówno mocny uścisk Peleusa, jak i jego szczupła, umięśniona sylwetka. A także zdecydowane spojrzenie zielonych oczu.

W międzyczasie ktoś rzucił na stół jabłko. Chiron podniósł je, spojrzał i rzekł:

– Cóż to? Tu jest napisane: dla najpiękniejszej.

– Czyli dla mnie! – krzyknęła Hera.

– Nie, bo dla mnie! – Atena odezwała się z ławy pod ścianą, gdzie dotychczas z niezmąconym spokojem przeglądała jakieś księgi.

– Żebyście się nie zdziwiły… – rzekła wyniośle Afrodyta.

Chwilę później zrobiło się zamieszanie. Ze wszystkich stron podniosły się krzyki. Tetyda zatkała uszy i zacisnęła usta. Miała dość zarówno zaślubin, jak i wesela. Wtedy poczuła, że Peleus obejmuje ją ramieniem i podnosi z ławy.

– Wyjdźmy na zewnątrz. – Usłyszała. – Za duży tu gwar. Trzeba mieć nie po kolei w głowie, by kłócić się o jakieś głupie jabłko.

****************************

Kolejny rozdział:

Trojańskie opowieści. Rozdział 2 – Troja jest tylko jedna (Priam)